Temat blokady kluczowego ropociągu i zatrzymania produkcji na istotnych polach naftowych w Libii rozgrzewa inwestorów na rynku ropy naftowej na początku bieżącego tygodnia. Niemniej, presja na wzrost cen ropy widoczna była w zasadzie tylko tuż po weekendzie. Po wystrzale w górę cen ropy na początku poniedziałkowej sesji, późniejsze godziny przyniosły systematyczne spadki notowań. Dzisiaj rano również na rynku ropy przeważa strona podażowa.
Z jednej strony, blokad ropociągów i ważnych pól naftowych w Libii nie należy bagatelizować – są one dużym ciosem dla lokalnej produkcji ropy naftowej i dla całej libijskiej gospodarki, która opiera się na przychodach pozyskiwanych z eksportu tego surowca. Blokada kluczowych portów eksportowych dodatkowo zwiększa skalę problemu. O ile ostatnio Libia produkowała około 1,2 mln baryłek ropy naftowej dziennie, po blokadach tankowce szybko się zapełnią i produkcja ropy może spaść poniżej 100 tys. baryłek dziennie.
Z drugiej strony, bieżąca sytuacja nie jest wyjątkowa na tle wydarzeń w Libii w ostatnich latach. Od czasów arabskiej wiosny w 2011 r. sytuacja wewnętrza w tym kraju jest wyjątkowo niestabilna. Ostatnie lata to czas nieustannych walk o przejęcie władzy w całej Libii. Obecnie walki te toczą się pomiędzy wspieranym przez kraje zachodnie i sporą część państw Bliskiego Wschodu premierem Fayezem as-Serradżem, urzędującym w Trypolisie – a samozwańczą Libijską Armią Narodową pod wodzą generała Khalifa Haftara.
Serradż obecnie prowadzi rozmowy ze swoimi sojusznikami w Berlinie. Niemniej, sytuacja w kraju jest i zapewne jeszcze długo pozostanie trudna. Inwestorzy już się do tego przyzwyczaili – w ostatnich latach wielokrotnie pojawiały się przerwy w produkcji i eksporcie ropy naftowej z Libii, co uodporniło notowania ropy naftowej na wpływ tego czynnika.